Ewangelia o mnie
Na moje, to powinno być tak: kiedy jest mi trudno, smutno i źle, to powinienm przyjść (jak najszybciej) Pan Jezus i mi pomóc, czyli zabrać to, co mi się nie podoba i dać to, co lepsze (wedle mnie).
A jest całkiem na opak: tak, jak czytamy w drugim czytaniu, Pan Jezus nie zabiera ościenia, wysłannika szatana, ale pozwala mu w najlepsze działać, choć daje przy tym wystarczająco swej łaski („Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali”).
I kiedy się na to dąsam, to nie wiem dlaczego, ale przychodzi mi na myśl, że Ewangelia (i pierwsze czytanie) opisująca tych, którzy nie słuchali, bo wiedzieli lepiej, jest o mnie.