Zaufanie, nie zrozumienie
Wydaje się, że Pan Jezus wstępując do nieba, zostawia swych apostołów, uczniów i tych, którzy za Nim chodzili samym sobie, niejako ich porzuca (takie właśnie myśli są powodem ich smutku – J 16,6). Tak jednak nie jest: Jego odejście nie tylko jest konieczne i bardzo dobre ze względu na obietnicę Ducha Świętego, Pocieszyciela, ale także dlatego, że zasiadając po prawicy Ojca Jezus wprowadza do chwały naszą ludzką naturę, ukazując jak wielka jest jej godność. I tak jest ze wszystkim: ja, zapatrzony w siebie i swoje małe sprawy, szamoczę się, żeby coś z tego zrozumieć, a w tym czasie jedynym pragnieniem Boga jest moje zbawienie i robi wszystko, by się to dokonało (On wymaga zaufania, nie zrozumienia).
Zanim dojdziesz do zaufania jest cos jak dociekanie, sposob poznawania. Nie dziwie sie ze sie gapili kiedy Pan Jezus odchodzil. Tez bym sie gapila bo to nie na nasz rozum. Pan Jezus chce sie odkrywac. Chce abysmy chcieli go poznawac. Kiedy tak sobie mysle jakim sposobem Cie Boze lepiej poznac, nie wchodze w rozmowe z Nim tylko w spokoj i zauwazam ze to On mnie odkrywa a nie ja Jego. Jakbym byla instrumentem na ktorym On gra w tych momentach poznawania i ja tej muzyki nie slysze. Jestem swiadoma ze Jego palce dotykaja klawiszy i utwor sie tworzy, jest to muzyka ale dla mnie nieslyszalna. Dlategotez to poznawanie z mojej strony jest biedne. Mysle ze trzeba ta czastko poznania cieszyc sie i czekac az Pan Bog sluch otworzy i uslyszec pewnego dnia utwor ktory stworzyl na moim instrumencie. W m
iedzy czasie wspolpracowac i pozwolic Mu go tworzyc.