Pokazywanie językiem
Dwa tygodnie temu zastanawialiśmy się, czy Stary Testament nie jest aby za stary, czy jest nam wciąż potrzebny; kontynuując lekturę Listu do Hebrajczyków pozostajemy na granicy Testamentów i dziś słyszymy o ofierze, którą mamy składać nieustannie, codziennie. W Prawie Mojżesza nakazane było codzienne składanie ofiar ze zwierząt w Świątyni; kiedy jednak w 70 roku (trzydzieści kilka lat po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa) została ona zburzona (i – jak wiemy – nigdy nie odbudowana), stało się dla nas tym bardziej oczywiste, że ofiara naszego Pana na krzyżu zastąpiła wszelkie ofiary Starego Prawa (które wolno było składać tylko w Jerozolimie). A jednak List do Hebrajczyków mówi, że musimy składać codziennie ofiarę naszych warg, ofiarę uwielbienia – wyznanie imienia Jezusa; a więc nie tylko wymawianie, powtarzanie, trajkotanie, ale wyznawanie, to jest mówienie z wiarą o Jego działaniu na co dzień, co jest – mówiąc w przenośni – wskazywanie na Jezusa językiem; a mowa jest tu o ofierze właśnie dlatego, że takie mówienie (wyznawanie) nie jest łatwe, wymaga niekiedy walki z samym sobą, z własną pychą, lenistwem, strachem.
P.S. Warto przeczytać: Ps 50,14-15.23; Oz 14,3; Rz 12,1-2.
Sobota IV tygodnia zwykłego (rok I)
(Hbr 13, 15-17. 20-21)
Bracia: Przez Jezusa składajmy Bogu ofiarę pochwalną nieustannie, to jest owoc warg, które wyznają Jego imię. Nie zapominajcie o dobroczynności i wzajemnej pomocy, gdyż raduje się Bóg takimi ofiarami. Bądźcie posłuszni waszym przełożonym i bądźcie im ulegli, ponieważ oni czuwają nad duszami waszymi i muszą zdać z tego sprawę. Niech to czynią z radością, a nie wzdychając, bo to nie byłoby z korzyścią dla was. Bóg zaś pokoju, który na mocy krwi przymierza wiecznego wyprowadził spomiędzy zmarłych Wielkiego Pasterza owiec, Pana naszego, Jezusa, niech was uzdolni do wszelkiego dobra, byście wypełnili Jego wolę; niech sprawi w was, co miłe jest w Jego oczach, przez Jezusa Chrystusa, któremu chwała na wieki wieków. Amen.
(Ps 23 (22), 1b-3a. 3b-4. 5. 6)
REFREN: Pan mym pasterzem, nie brak mi niczego
Pan jest moim pasterzem,
niczego mi nie braknie,
pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach.
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć,
orzeźwia moją duszę.
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach
przez wzgląd na swoją chwałę.
Chociażbym przechodził przez ciemną dolinę,
zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.
Kij Twój i laska pasterska są moją pociechą.
Stół dla mnie zastawiasz
na oczach mych wrogów.
Namaszczasz mi głowę olejkiem,
kielich mój pełny po brzegi.
Dobroć i łaska pójdą w ślad za mną
przez wszystkie dni życia
i zamieszkam w domu Pana
po najdłuższe czasy.
(Mk 6, 30-34)
Apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali. A On rzekł do nich: „Pójdźcie wy sami osobno na pustkowie i wypocznijcie nieco”. Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu. Odpłynęli więc łodzią na pustkowie, osobno. Lecz widziano ich odpływających. Wielu zauważyło to i zbiegli się tam pieszo ze wszystkich miast, a nawet ich wyprzedzili. Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać o wielu sprawach.